środa, 4 grudnia 2013

lzrael, czyli kraj o którym niewiele wiem

... ale jedno wiem na pewno: muszę wrócić nad Morze Martwe!!! Myślę, że Izrael jest miejscem, któremu trzeba poświęcić więcej czasu, by odkryć go powoli, wędrując do miejsc rzadziej uczęszczanych, ponieważ być może wtedy możliwe jest odnalezienie pozostałości dawnego Izraela oraz dawnej kultury i nawyków jego mieszkańców. Ja niestety nie miałam takiej możliwości, ale mam nadzieję, że rzeczywiście uda mi się kiedyś wrócić, bo zrobię to bardzo chętnie, ale właśnie po to, by spacerować spokojnie wąskimi uliczkami urokliwego Betlejemu, kosztując smakowitości izraelskiej kuchni, by odkryć zakątki Jerozolimy, które kryją w sobie z pewnością coś więcej niż współczesną i mocno komercyjną, nastawioną na turystykę bieganinę. Na pierwszy rzut oka z pewnością trudno dopatrzyć się starożytnych uroków i jakichkolwiek wspólnych cech z wyobrażeniami większości ludzi o Izraelu czy Palestynie, szczególnie Jerozolimie i Betlejem. W świecie chrześcijańskim miejsca te kojarzą się oczywiście z Biblią, wartościami chrześcijańskimi, Jezusem, Marią i Józefem oraz apostołami. Jak dla mnie trudno było odnaleźć tam choćby pozostałości ówczesnych czasów. Od kilku osób słyszałam, że wędrówka po Jerozolimie i Betlejem to niezwykłe duchowe przeżycie, ale niestety jak dla mnie obecny wygląd, który zupełnie nie pokrywa się z moimi wyobrażeniami, które powstały w mojej głowie podczas czytania Biblii, całkowicie uniemożliwia duchowe przeżycia. Droga krzyżowa, która ciągnie się przez Jerozolimę, prowadząc na Wzgórze Golgoty, niestety przypomina targowisko banalnych i tanich pamiątek, hałasem odciągając uwagę wędrujących. Samo Wzgórze Golgoty oczywiście nie ma nic wspólnego ze wzgórzem, ponieważ stoi tam wielka świątynia, w której swoje wierzenia wyznają różne religie. Nie można więc spodziewać się, że spacerując po Jerozolimie, spacerujemy śladami Jezusa i Jego apostołów. Z drugiej strony oczywiste jest to, że Izrael jak wszystkie inne kraje rozwijał się i wprowadzał zmiany - czy to kulturowe czy architektoniczne, stąd nic dziwnego, że Jerozolima nie stała się muzeum dawnych czasów, a rozwijającym się miastem jak każde inne, które dodatkowo może zarobić na turystyce, ponieważ ma wiele znaczących dla mnóstwa ludzi zabytków. Z pewnością warto jest poznać obecną kulturę i nawyki tego kraju, po prostu najpierw trzeba pogodzić się z tym, że niewiele mają wspólnego z przeszłością. Kultura, religia i kuchnia żydowska mają wiele do zaoferowania, a ponieważ znacząco różnią się od naszych europejskich, ich poznawanie jest ciekawym doświadczeniem. 

Na początek kilka kadrów Morza Martwego. Niestety nawet najlepsze zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca, a przede wszystkim ciepła, które otacza odwiedzających z każdej strony. Promienie słońca muskają skórę, gorący piasek ogrzewa stopy, a woda...no cóż, woda zdecydowanie zaskakuje temperaturą, teksturą i zasoleniem. Trudno opisać uczucie, kiedy unosiłam się niczym balonik na powierzchni wody jakby moje ciało ktoś nagle pozbawił ciężaru. Tam każdy może poczuć się lekko :) Jak widać na poniższym zdjęciu na plaży zrobiła się dość konkretnej wielkości kałuża wody morskiej, którą trudno było przejść w normalnym tempie, ponieważ temperatura wody była tak wysoka, że parzyła stopy... oczywiście woda w morzu nie była aż tak gorąca, ale wystarczająco by przyjemnie zanurzyć się w niej, zrelaksować i poczuć jej łagodzący i leczniczy wpływ. Po wyjściu z wody skóra była aksamitna w dotyku... niesamowite uczucie. Nad brzegiem morza można było również zrobić sobie peeling i wysmarować się błotem o cudownie wygładzającym działaniu. Mogłabym taką kąpiel brać każdego dnia...








Widok na Jerozolimę z Góry Oliwnej o wschodzie słońca to z pewnością niezapomniane przeżycie. Promienie słońca odbijały się w złotych kopułach i pięknym jednolitym kolorze budynków. Przyglądaliśmy się, jak miasto wynurzało się z morza cieni, zachęcając przybyłych do wejścia i przyjrzenia się z bliska jego zakątkom i skarbom. 






Jedna z bram prowadzących do miasta... 



Wnętrze i dekoracje świątyni na Wzgórzu Golgoty





Dla przeciętnego Europejczyka widok grupy Żydów odzianych w ich tradycyjne szaty, zmierzających do świątyni jest dość niesamowitym doświadczeniem. Czerń szat pięknie odznacza się od koloru kamiennych dróg i ścian budynków. Kiedy tak szli równym krokiem w rytm głośnej tradycyjnej muzyki, czułam się jak zaczarowana i patrzyłam na nich, zapisując ten widok na moim "dysku twardym". Naprawdę dziwne było dla mnie to, że w jednej świątyni spotyka się tyle religii, by wyznawać swoją wiarę i modlić się, mimo iż każdy z nich pewnie inaczej rozumie Boga, ma inne pragnienia i na swój sposób dziękuje za błogosławieństwa. 






To właśnie droga krzyżowa, która obecnie znajduje się wyżej niż dwa tysiące lat temu i ozdobiona jest niestety większą ilością kabli, handlarzy i śmieci. 



Ściana płaczu, czyli miejsce, w którym płacz przeplata się z radością wysłuchanych modlitw, z zaciekawieniem turystów i hałasem ignorantów, którym brakuje szacunku dla innych kultur i wyznań. Niewielka ściana oddziela kobiety od mężczyzn, na szczęście nie jest dość wysoka, by uniemożliwić zerknięcie do części męskiej. Dla mnie obserwowanie Żydów przy ścianie płaczu było interesującym przeżyciem. Przyglądałam się płaczącym kobietom, które rytmicznie kiwały się nad swoimi książeczkami. Niektóre z nich były bardzo elegancko ubrane, jak na przykład mała kobietka na zdjęciu poniżej, a inne w skromności skupiały się na swoich modlitwach. Turyści natomiast z ciekawością przemykali między Żydami i Żydówkami, by chłonąć jak najwięcej, by nie umknęło im nic zaskakującego i zupełnie odmiennego. 




Chłopcy, którzy po raz pierwszy mieli możliwość podejść do ściany płaczu jako Żydzi, oficjalnie wyznający swoją religię, z uwagą słuchali dorosłych mężczyzn i starali się zachowywać z godnością, której zdecydowanie brakuje nam turystom. Niesamowite było to, że mieliśmy okazję zobaczyć i usłyszeć bar mitzvah, czyli ceremonię mianowania 13-letniego chłopaka na mężczyznę. Ceremonia wiąże się z muzyką, tańcem, jedzeniem, zebraniem rodzinnym i oczywiście wizytą w świątyni. 



Mimo tego, że znajdowaliśmy się przecież w Izraelu ortodoksyjni tradycyjnie wyglądający Żydzi nadal odróżniali się w tłumie i zwracali uwagę odpoczywających turystów. Ja siedziałam sobie naprzeciw ściany płaczu i rozkoszowałam smakiem orzechowo-sezamowego żydowskiego wypieku, na który skusili nas rozkrzyczani sprzedawcy wzdłuż drogi krzyżowej. Ciacho było pyszne, ale na szczęście nie zdekoncentrowało mnie zupełnie, dlatego cieszyłam się widokiem tego, co działo się na moich oczach. A mieszanka religijnych mniej lub bardziej Żydów, uzbrojonych po zęby żołnierzy i uśmiechniętych lekko wykończonych upałem turystów była naprawdę ciekawym widokiem, na którym można zawiesić się na kilka chwil, odpoczywając w gorącym izraelskim słońcu.




Betlejem... nie wiem, jak wam, ale mnie Betlejem kojarzyło się z maleńką wioską, w której urodził się Jezus. Cóż, po raz kolejny moje wyobrażenia roztrzaskały się z hukiem o ścianę rzeczywistości. Miasto jest bardzo ładne i urokliwe, ludzie bardzo życzliwi i chętnie pospacerowałabym dłużej wąskimi uliczkami, wdychając zapach przypraw, rozkoszując się smakiem izraelsko-palestyńskich przekąsek i obserwując zabieganych mieszkańców. Właśnie w Betlejem miałam możliwość podziwiać błyskawiczną pracę młodego Palestyńczyka, który przygotowywał falafel z cieciorki, a szybkością pracy swoich rąk zachwycał przechodniów; na szczęście, chyba zauważył zachwyt w moich oczach i poczęstował mnie swoim małym kulinarnym dziełem, dzięki czemu mogłam skosztować idealny wysmażony kotlecik, który po prostu rozpływał się w ustach. Mniam!



Wnętrze świątyni wybudowanej w miejscu, gdzie urodził się Jezus. 





Między miastami, miasteczkami... czyli widok na wzgórza, pustynię i piękne zielone gaje palmowe, które kolorem wyraźnie odróżniają się od szarości suchej pustyni i gór, tworząc piękną i oryginalną kompozycję. 



  



A to już widok na Jordanię, którą też muszę kiedyś odwiedzić i to nie tylko ze względu na Petrę.  

Zdjęcia mówią zdecydowanie więcej niż moje słowa. Jeśli mam być szczera, myślę, że wycieczki do Izraela z Egiptu są średnio trafionych pomysłem. Z jednej strony dobrze, że przy okazji można zwiedzić miejsce, o którym marzy tak wielu ludzi, ale z drugiej tempo zwiedzania nie pozwala w pełni zakosztować uroków kraju i poznać lepiej jego zwyczaje. Może tam wrócę, a może nie...Widziałam i cieszę się z tego, choć z pewnością wolałabym mieć więcej czasu, między innymi po to, by więcej zjeść, bo jedną z rzeczy, których z pewnością nie zapomnę były domowej roboty lody o smaku mascarpone i świeżych fig...ach! I łezka kręci się w oku...hmm albo raczej ślinka cieknie na samą myśl :)

2 komentarze:

  1. Swietny opis :) czy proponujesz samodzielną wycieczkę (nie z biurem), np. na tydzien dk Izraela, czy jest to zbyt ryzykowne?
    Uwielbiam oglądać Twoje zdjęcia z podrozy. Widac ze starasz sie aby na nich jak najbardziej oddac charakter i atmosfere danego miejca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja bardzo chętnie wybiorę się kiedyś na samodzielną wycieczkę, moim zdaniem to najlepsza opcja zwiedzania większości krajów... Nie czułam się tam zagrożona nawet przez moment, wydaje mi się więc, że nie ma czego się bać, ale oczywiście warto obserwować sytuację polityczną kraju przed wyjazdem. Na co na pewno warto zwrócić uwagę to kwestia wizy do Izraela. Najczęściej nie wbija się już pieczątek do paszportu, a otrzymuje wydrukowaną wizę. Ważne, żeby o tym pamiętać, jeśli ktoś wybiera się do krajów, jak USA, które nie wpuszczają do siebie osób, które wcześniej były w Izraelu (o ile wiem to trzeba odczekać aż 5 lat). Teraz są tanie loty do Tel Awiwu, więc taka samodzielna wycieczka jest bardziej realna i mniej kosztowna :)

      Usuń